Wiem, że wszyscy wyczekują wpisu z pobytu w Brazylii -
kolorowej, barwnej i szalonej. Też miałam takie wyobrażenie o tym dalekim
kraju. Jednak czasem się tak niefortunnie składa, że nasze wyobrażenia niczym
nie przypominają rzeczywistości. Nie chcę przez to powiedzieć, że pobyt w
Brazylii, był fatalny i mi się nie podobało. Ale po prostu spodziewałam się
trochę czegoś innego. Myślałam, że będzie bardziej egzotyczni; szerokie plaże,
bary serwujące drinki na bazie rumu i cachacy z caipirinhą na czele…
Gdybym odwiedziła Rio De Janeiro, a nie Sao Paulo, to
pewnie znalazłabym to wszystko z czym kojarzyła mi się Brazylia, a tak musiałam
się zadowolić miastem, które raczej przypominało miejską dżunglę , pełną
biurowców i hoteli, a nie szalone Sapucai. Gdyby to było Rio to mogłabym
zobaczyć oryginalny posąg Jezusa, a tak ciągle pozostaje mi bardziej osiągalna opcja
w Świebodzinie.
Problematyczny okazał się również brak możliwości
porozumienia się z tubylcami… Angielski nie jest ich mocną stroną, a mój
portugalski (ekhm..… powinnam powiedzieć mój ex portugalski, bo od czasu kiedy
się go uczyłam mieniły już całe lata świetlne) też pozostawia wiele do
życzenia. Ale przynajmniej zachowywałam pozory ładnie się witając „Bon Dia” i
dziękując „obrigado”. Tyle właśnie zostało mi z rocznego przyspieszonego kursu
portugalskiego i wakacji w Lizbonie. Nie
wiem czy sobie gratulować, czy raczej załamywać ręce? Mamo, Tato…. Przykro mi,
ale nie mam naprawdę zdolności językowych ;-)
I choć na prawdę staram się teraz przypomnieć sobie
jakiś pozytyw turystyczny z tego wyjazdu to poza zakupem klapek słynnej
brazylijskiej marki HAVAIANAS … i zjedzeniem pysznego steka z (mam nadzieje)
argentyńskiej wołowiny…nic innego nie przychodzi mi do głowy. Pewnie moje
koreańskie koleżanki były by zdziwione, bo dla nich zwykle na pobytach liczy
się głównie hotel. A ten był naprawdę spoko, z dużą siłownią i basenem…dobrym
śniadaniem. Spróbowałam tez słynnego >cheese bread< , czyli tradycyjny
brazylijski przysmak, przypominający wyglądem biszkopty, a smakujący jak stary
żółty ser.
Nie ma mowy… tym razem choć bym bardzo chciała nie
wysilę się na żaden pozytywny komentarz. Gdybym jeszcze dodała jak wyglądał lot
do Sao Paulo (o powrocie już nie wspomnę!) to pewnie straciłabym połowę czytelników,
którzy uznali by, że wylewa się ze mnie żółć i po prostu nie nawiedzę ludzi,
albo co gorsze swojej pracy. A to była by okropna nie prawda. Po prostu czasem
zdarzają się lepsze i gorsze loty. Ale kiedy na koniec 14-sto godzinnego
lotu niezadowolony chińczyk (czym
umotywować jego niezadowolenie – nie wiem?) z impetem i bez skrupułów daje
upust swoim emocjom posuwając się do ataku na członku załogi.. to się po prostu
odechciewa i tylko chce się załamać ręce.
Więcej nie skomentuję, może kiedyś…
Jeden plus lotu do Brazylii - wreszcie mogę
powiedzieć, że postawiłam stopę na wszystkich 6 kontynentach (nie wliczam
Arktyki i Antarktydy). Tyle w temacie. Już niedługo relacja z dni wolnych w
Warszawie i z mojego ukochanego Melbourne.
Hmm, a ile spędziłaś na miejscu? Atrakcje o których piszesz faktycznie można bardziej spodziewać się w Rio- sam co prawda nie miałem jeszcze okazji tam dotrzeć, dopiero na listopad zanosi się na rejs Azja- Ameryka Płd. Pomijając trudności językowe jak oceniasz kontakty z tubylcami? Łatwość nawiązywania kontaktu/ nastawienie?
OdpowiedzUsuńMarcinnelli
Jestem pewien, że w ciągu roku zawitasz do Rio :)
Brazylijczycy jako tubylcy i ludzie są bardzo bardzo uprzejmi i pozytywnie nastawieni. Nie mówią po angielsku, ale jak już się znajdzie ktoś ktos kto chociaż zna podstawy, to od razu próbują nawiązać z Tobą kontakt - co jest niesamowicie pozytywne. Problem pojawia się w restauracjach (rzadko kiedy mamy menu w języku angielskim) a wytłumaczenie z czego składa się potrawa to już wyższa szkoła jazdy. Pytani o drogę też było zabawne... ale ogólnie ludzie pozytywni i mili. Niestety w Sao Paulo jest dość drogo :-( zarówno jedzenie jak i shopping.
OdpowiedzUsuńNa miejscu byłam 4 dni, z czego jeden to był lot tam i z powrotem do Argentyny do Buenos Aires. Męcząca rotacja, ale z pewnością będę chciała ją jeszcze powtórzyć. Tak szybko się nie zrażam.... no i oby kiedyś to Rio! rejs Azja- Ameryka... dobry rozstrzał... wygląda na to, że będzie to wielka podróż?
Aga, takie posty dodają autentyzmu ;) Gratuluję odwiedzenia wszystkich kontynentów! Może na te polarne też przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuńAga, takie posty dodają autentyzmu ;) Gratuluję odwiedzenia wszystkich kontynentów! Może na te polarne też przyjdzie czas :)
OdpowiedzUsuń