poniedziałek, 2 grudnia 2013

+10 punktów dla Griffindoru - Oxford part III .


Podczas pobytu w Londynie wybrałam się również na wycieczkę za miasto. Co prawda, z jednego większego miasta do drugiego mniejszego. Ale wycieczka, to wycieczka. Był prowiant na drogę (czytaj. cyderki)  i widoki zielonych angielskich pagórków. Urzekła mnie ta Anglia, na prawdę. Może to za sprawą doborowego towarzystwa, albo łaskawej pogody (chwilami wychodziło nawet słońce, ale co najważniejsze nie padało).





Po drobnych problemach z parkingiem (na wolne miejsce czekaliśmy prawie 20 min). Widocznie spędzanie niedzieli w Oxfordzie to taki powszechny zwyczaj wśród Brytyjczyków. Zostawiliśmy auto na parkingu i ruszyliśmy zwiedzać Oxford. Miasteczko znane głównie z tego, że mieści się tam jeden z najbardziej prestiżowych Uniwersytetów na wyspach, a nawet, pokuszę się o stwierdzenie, że jego klasa i ranga jest wręcz europejska.

Zaczęliśmy od Uniwersytetu, potem muzeum techniki, gdzie mogliśmy obejrzeć stare maszyny do pisania, globusy, lornety, stetoskopy, zegary itd. Potem przeszliśmy się urokliwymi uliczkami miasta, gdzie pełno małych kafejek i sklepików z herbatami, whisky i innymi lokalnymi specjalnościami.



Jednym z najpiękniejszych zwyczajów praktykowanych na Wyspach Brytyjskich jest z pewnością noszenie dobrze znanego wszystkim czerwonego maczka z okazji przypadającego 11 listopada tzw. Remembrance Day, czyli Dnia Pamięci.
Mijając Carfax Tower, naszła nas chęć aby wspiąć się na dzwonnicę, skąd rozpościera się panorama miasta. Tam wreszcie odkryliśmy tajemnicę czerwonych maków, tak chętnie przyczepianych do samochodów, ubrań i torebek. Symbol maka ma upamiętniać żołnierzy poległych w wojnach. 11 LISTOPADA świętuje się w krajach Wspólnoty Narodów tzw. Dzień Pamięci / albo własnie Dzień Maku (Poppy Day). Brytyjczycy przyczepiają filcowe lub papierowe maki na znak pamięci, a dochód ze sprzedaży kwiatków, przeznaczony jest na pomoc weteranom. Bardzo ładny zwyczaj i chyba mniej inwazyjny niż marsze i manifestacje, połączone z paleniem tęczy, jak to u nas w Polsce ostatnio jest w zwyczaju.





ludzie jak mrówki....

widok na Oksford z wierzy kościelnej


Oxford - miasto

Uniwersytety w Oksfordzie
Na obiad wybraliśmy się nie gdzie indziej jak do słynnej włoskiej restauracji Jamiego Olivera. Dla nie wtajemniczonych jest to znany brytyjski kucharz, który zaskarbił sobie serca milionów kobiet (mężczyzn pewnie też) pokazując w swoich programach kulinarnych jak gotować Łatwo, szybko i zdrowo. jedzenie było pyszne, wino jeszcze lepsze, a zapachy które unosiły się w knajpie ....ahhh! Żałuję, że nie mogłam ich nagrać i opublikować na facebook'u ;-)
u Jamiego Olviera 

z powodu braku konkurencji, wygrałam konkurs Halloween'owej dyni :-)  Jak wam się podoba moje dzieło ?