Bruksele, czyli miasto czekolady, muli, gofrów i frytek z majonezem przyszło mi zwiedzić w tempie przyspieszonym, bo raz - layover, do najdłuższych nie należy, a po drugie na wieczór miałam poważny plan - spotkanie z Paulinką, której przyszło mieszkać w tym jakże przesympatycznym mieście.
Kto mnie trochę zna, wie czekoladę, ciastka, gofry mogłabym jeść na śniadanie, obiad i kolację [chociaż po ostatnich moich samolotowych przygodach - kiedy na pokładzie pękły mi spodnie !!!!, powinnam chyba trochę zmienić dietę:-)]
Jednak podczas pobytu w Brukseli, nie podjęłam jeszcze tego typu obietnic, zatem nie ważąc na konsekwencje, z przyjemnością zaglądałam do wszystkich sklepów i kramików z czekoladowymi łakociami i z wypiekami na twarzy i trzęsącymi się uszami, zajadałam się podobno najlepszymi belgijskimi czekoladkami.
belgijskie czekoladki |
Marzył mi się na majówkę właśnie taki europejski kierunek, bo poza Warszawą do której czasami latam, żeby nie stęsknić się zbyt za domem i przyjaciółmi, już dawno nie latałam w te rejony świata. Dlatego kiedy udało mi się wywalczyć, a może powinnam powiedzieć wyżebrać lot do Brukseli w centrum planowania lotów radości nie było końca. Bo przecież majówka w Europie to chyba najprzyjemniejsza pora roku. Jest ciepło, zwykle słonecznie, a w powietrzu czuć tę rześkość i świeżość. Uwielbiam... Miła odmiana, porównując to z tym co obecnie dzieje się w Doha - czyli 40 stopni i taki ciepły wiatr od pustyni, jak gdyby, ktoś skierował ciepły strumień suszarki prosto w twarz...:-)
Wiedząc, że mam niewiele czasu, od razu po przyjeździe do hotelu pobiegłam na stację pociągów, żeby złapać najbliższy pociąg w stronę centrum Brukseli. Pomysł na majówkę w stylu city tour, jak widać na zdjęciu miałam nie tylko ja, więc przepychając się między tłumem turystów, starałam się przemieszczać, pstrykać zdjęcia i zobaczyć w miarę jak najwięcej.
I tak zdaje się, że pominęłam jeden z najważniejszych punktów zwiedzania Brukseli, bo nie widziałam katedry i małego, złotego "sikającego" chłopca...ale może uda się następnym razem.
Mule to prawie danie narodowe Belgów, pomijając oczywiście frytki serwowane z majonezem:-) |
Parlament Europejski |
Paulinka i Andrzej, z którymi spotkałam się wieczorem. |
Trochę w biegu ten mój dzisiejszy wpis, ale za chwilkę dosłownie idę na lot do Mediolanu, a zaraz widzę, że zrobią mi się zaległości, które potem będzie ciężko nadrobić bo zbliżają się wakacje pełne wrażeń:-)
Rozwiń temat podartych spodni?:) Brzmi interesująco.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne zdjęcia! :) Serio spodnie pękły? To chyba coś z nimi było nie tak, bo po Tobie nie widać! ;) Czekam na wpis z Mediolanu i szczegóły na temat wakacji!!!! :)
OdpowiedzUsuń