tarasy i pola ryżowe |
Bali to duża wyspa i nawet gdyby bardzo
się postarać, nie ma najmniejszej szansy, żeby objechać ją w jeden dzień, czy
zobaczyć wszystkie najciekawsze jej zakątki w 24h. Niestety nie doinformowany,
albo raczej przebiegły, sprzedawca wycieczek, zapewnił nas, że spokojnie w
jeden dzień zobaczymy wszystkie atrakcje, które miałyśmy na naszej liście. Do
tego udało mu się nas jeszcze namówić na rafting. I tak ubiwszy targu,
kupiłyśmy całodniową wycieczkę z własnym kierowcą i raftingiem po dżungli
licząc, że naprawdę uda się nam zobaczyć wszystko czyli, wulkan, kilka świątyń,
pola ryżowe, Ubud, las małp… i jeszcze wziąć udział w spływie pontonem.
Gorąco polecam rafting na Bali wszystkim
tym, którzy lubią aktywnie spędzać wolny czas, szukają mocnych wrażeń (ale nie
tak ekstremalnych jak powiedzmy skok na bungee, na który na pewno nie dam się
nikomu namówić). Spływ na pontonie podniósł nam troszkę poziom adrenaliny we
krwi. Bo co i raz wpływaliśmy pod wodospady, albo też z nich spływałyśmy w dół. W dodatku
na naszym dmuchanym statku, byłyśmy tylko ja i Paulina i przewodnik, który miał
chyba wielkie ambicje zrobić z nas mistrzynie wioślarstwa, bo ciągle wydawał
tylko komendy jak mamy machać tymi wiosełkami i ponaglał nas do żwawszego
wiosłowania. Śmiechu było co nie miara, zwłaszcza jak prawie pospadałyśmy do
wody, albo jak spływałyśmy w dół na prawdę rwącym wodospadem. Widoki,
zapierały dech w piersiach. Soczysta zieleń, dzika roślinność, cisza, małe
chatki pośrodku dżungli. Istny raj… Po spływie byłyśmy wyczerpane i bardzo
głodne, dlatego nawet dałyśmy się zaprosić na obiad przygotowany przez tubylców, choć
szczerzę wątpię, że był przygotowany choćby z minimalnym zachowaniem podstaw
BHP. Ale kto by się tam przejmował…Przeżyłyśmy, więc jak widać nie było aż tak źle.
Jeżdżąc po Bali ( mam na myśli miejsca
z dala od kurortów) i wjeżdżając w głąb wyspy, wreszcie można dostrzec jej
prawdziwe oblicze. Zielone wzgórza, pokryte są tarasami, na których uprawia się
ryż. Obszary nizinne również całe pokryte są polami ryżowymi, gdzie zaobserwować
można pracujących przy zbiorach farmerów oraz kobiety noszące na głowach kosze ze zbiorami. Wszystko dzieje się powoli, jak by czas się
tam zatrzymał. Podobno na Bali, uprawia się wszystkie gatunki ryżu jakie istnieją na świecie. Jestem w stanie w to uwierzyć, bo na prawdę, jeśli akurat nie ma tam
gdzieś świątyni, to z pewnością Balijczycy wykorzystają każdy skrawek ziemi pod
uprawę ryżu, który jest podstawą ich jadłospisu. Ryż na śniadanie, obiad i
kolację. Mój ulubiony zestaw to Chicken/Pork sate & Nasigore Rice.
Nie można odwiedzić Bali i nie zobaczyć
chociaż jednej z tak licznie tutaj pobudowanych świątyń. Mimo iż Indonezja jest
krajem muzułmańskim, to na Bali akurat mamy do czynienia z tzw. Hinduizmem
balijskim, który przejął bardzo wiele z buddyzmu, a przez tubylców zwany jest
religią świętej wody (Agama Hindu Dharma). Niestety licząc się z czasem, który
nam zdecydowanie za szybko uciekał, bo odległości pomiędzy odwiedzanymi miejscami (jak się
okazało?) były duże. Musiałyśmy ograniczyć liczbę odwiedzonych świątyń do dwóch
(Tanah Lot i Uluwatu). Gdyby nie tłumy turystów, to byłabym zachwycona
balijskimi świątyniami, jednak przez to, że są to tak popularne turystycznie
miejsca, magia, tajemniczość i czar trochę zostają zatracone. Ale i tak uważam,
że warto pojechać, zobaczyć i przekonać się samemu.
Nie wyrobiłyśmy się czasowo, żeby wjechać/
wejść na wulkan – zatem jest pretekst do zorganizowania, najlepiej, w
niedalekiej przyszłości kolejnej wycieczki na Bali, bo mimo, że zatłoczona,
czasem brudna, to ma w sobie to coś, co sprawia, że na Bali chce się wracać.
Co jest na drugim zdjęciu od dołu ?błękit nieba zapiera dech.
OdpowiedzUsuń