piątek, 17 stycznia 2014

Boże Narodzenie w Doha z Mamą

Nie mogłam się zmotywować ostatnio do pisania. Trochę dlatego, że dużo się działo, a trochę dlatego, że po prostu jestem leniwa i brak mi systematyczności. Usprawiedliwiałam się sama przed sobą od kilku dni, że z lataniem i pisaniem o tym lataniu, jest jak z miłością. Pierwsze trzy miesiące to była istna euforia - Nie chodziłam, ja na prawdę latałam. Potem nastał czas stabilizacji, gdzie z zapałem uczyłam się i wdrażałam się w tajniki pracy stewardessy (uwzględniając przy tym wszystkie jej plusy i minusy). Teraz jest jak by codzienna rutyna, w której co jakiś czas pojawia się jakiś wzlot, po którym kolejno pojawia się jakiś upadek, w postaci lotu hardcore, gdzie pasażerowie albo załoga dają w kość i mam ochotę rzucić to w cholerę. Ale potem nastaje ta cudowna chwila, kiedy uświadamiam sobie, że pomimo zarwanych nocy, bolących pleców, zapuchniętych oczów, braku życia osobistego....to kocham to co robię.

Teraz sama zastanawiam się skąd na początku czerpałam siłę, by po najbardziej męczącym locie, wychodzić na miasto, zwiedzać, imprezować i przeżywać te wszystkie fantastyczne przygody, które Wam potem z wypiekami na twarzy od razu opisywałam. Pamiętam jak podczas pierwszego pobytu, pytając koleżanek z załogi, która wybiera się w miasto, zostałam zbyta, że one to raczej hotel, masaż, room service.... "Co za nudziary" - myślałam sobie wtedy, tyle pięknych miejsc, tyle możliwości, a one zamierzają przespać pobyt. Dziś przypominając sobie tę scenkę, uśmiecham się w duchu, bo sama bodajże na ostatnich 5-ciu pobytach nie wyściubiłam nosa poza pokój i hotelową siłownię, a o ulubionych hotelowych breakfast buffet mogłabym pisać osobne notki, okraszane smakowitymi zdjęciami omletów i gofrów z owocami....
Ale koniec z tym.... od nowego roku, biorę się do pracy i będę znów pisać, robić zdjęcia i będę się cieszyć słońcem, które tutaj mam każdego dnia. Bo jednak niekoniecznie tęsknię a polską szarą i deszczową zimą.

***
Święta znów spędziłam w Doha, nie dostałam wolnego, ani nawet lotu do WAW...stąd naszedł mnie taki szalony pomysł (!!!), żeby zaprosić sobie mamę na święta. Długo się zastanawiałam, czy nie jest to pochopna decyzja i czy się nie pozabijamy na wzajem, ale koniec końców było na prawdę mega miło i cieszyłam się, że nie jestem sama i mam mamę obok.
Pewnie zauważyliście, że długo nie opisywałam tego pobytu na blogu, dlatego moja mama przejęła inicjatywę i dziś na mojego gmaila spłynęła dokładna relacja z tej świątecznej wizyty. Zapraszam do lektury jak to mojej mamie podobało się w Doha.


Mama:
Już dawno nie pisałam żadnych wypracowań, ale mimo to postanowiłam opisać moje wrażenia z pobytu w Doha, czyli sześciu dni w Qatarze u Agnieszki. Postaram się teraz nie powtarzać informacji, które Agnieszka zawarła na swoim blogu (patrz: Pearl of Doha, Winter is Coming2, czy ŚwiętoNiepodległości, Jesienny dzien w doha  , Absurdy Arabowawinter-is-coming są to wpisy z przed ponad roku).

Do Agi poleciałam w okresie przedświątecznym, tak aby być na Wigilii - nie chciałam aby kolejną Wigilię spędziła sama, tzn bez kogoś z rodziny. Pewnie po roku bycia w Doha przyszłoby jej to łatwiej, ale dobry powód wyjazdu był konieczny, aby pokonać moje obawy przed wylotem. Przerażało mnie prawie wszystko, nawet to, jak sobie poradzę z dojazdem na lotnisko w stroju jak najlżejszym – taki warunek postawiła Aga - żadnych kurtek, czapek, itp. Chciałam się do tego dostosować, rozumiejąc, że jak tylko znajdę się w Doha to wszystkie ciepłe rzeczy staną się zbędne. Zdecydowałam się na ciepłe botki, w których chodziłam do momentu wystąpienia u nas pierwszego śniegu na początku grudnia, oraz na spodnie i marynarkę. Udało się, wytrzymałam przejście z klatki do taksówki i z taksówki na halę lotniska. Potem było łatwo, bo hala ogrzewana a z gate’u do samolotu był rękaw.
Kornish






Całe szczęście Aga podała mi wcześniej imię polskiej stewardesy, która właśnie w tym dniu miała pracować. Ledwo weszłam na pokład, minęłam kilka foteli business class i zobaczyłam uśmiechniętą blond dziewczynę. Słowa „dzień doby Pani Patrycjo, jestem mamą Agi …” wypowiedziałam bezwiednie. Na szczęście to była Pani Patrycja, wiedziała o jakiej Adze mówię, bo sprawdzała przed lotem listę pasażerów i już wtedy skojarzyła mnie z Agą. Dzięki temu bardzo mi pomogła, pokazała moje miejsce, wrzuciła mój bagaż podręczny do luku bagażowego a w trakcie lotu bardzo często pytała czego sobie życzę. W każdym razie bacznie mnie obserwowała, bo potem Aga dostała smsa z informacją, co robiłam i wszystko było dokładnie tak jak napisała. Nawet to, od jakiego momentu bardzo żywo rozmawiam z moją sąsiadką. Nie wspomniała o tym jedynie, że śledziłam pilnie na ekranie komputerka mapę z trasą samolotu. Miałam tak miłe towarzystwo, że zrezygnowałam z oglądania filmu. Z lotu w tamtą stronę oprócz sąsiadki i jej dorosłych dzieci, zapamiętałam, że stewardesa, która przygotowuje posiłki ma bardzo twarzowy, granatowy lub czarny fartuszek. Takich rzeczy nie pokazują na zdjęciach reklamowych, a Aga też mi go nie pokazała prezentując kiedyś swój mundur.




Lot upłynął mi szybko, to tylko 5 godzin, choć na początku z obliczeń godzin take off i arrival wychodziło mi siedem, ale nie uwzględniłam różnicy czasowej – o tej porze to dwie godziny.
W Doha, nie było rękawa, tylko bus. Dobrze, że wsiadałam do niego tuż przez jego odjazdem, byłam blisko drzwi i dzięki temu usłyszałam, że ten kto nie ma transferu to już wychodzi. Wyszło chyba z dwie osoby, ja jedyna nietutejsza, co oczywiście widać na pierwszy rzut oka.

Potem ustawiłam się w kolejce, jednej z dwóch do kontroli paszportowej, zeskanowali mi oczy , zapłaciłam kartą za wizę, odebrałam bagaż i już tylko kilka metrów dzieliło mnie do spotkania z Agą.
Była już wieczór, nie czułam ciepła, nawet kiedy wyszłyśmy z hali na dwór do taksówki. Aga rozglądała się za swoim szoferem, który nie odjechał tylko poczekał gdzieś z boku i przyjechał wezwany przez komórkę. Taksówki jeździły szybko, wzdłuż wąskiej drogi wyznaczonej przez banery, które tylko zwężały jej szerokość.

Z lotniska do miejsca gdzie mieszka Aga było blisko. To w sumie ważne, bo przecież szkoda czasu na dowóz załogi na rejs. A w Doha korki są powszechne. Najgorsze podobno w czwartki przed wolnym dniem, a właśnie był czwartek.
Lotnisko znajduje się w zachodniej części zatoki. Potem stara dzielnica z lat 50tych XX wieku, tak zwany Msheireb i to w niej mieszka Aga.

Następnego dnia, po bardzo dobrze spędzonej nocy, w trakcie której, jako jednej z nielicznych nie zbudził mnie … modlitewny śpiew z pobliskiego meczetu, pojechałyśmy obejrzeć miasto. Zwiedzanie zaczęłyśmy od jazdy taksówką, gdyż Aga postanowiła pokazać mi jedną z ładniejszych dzielnic o nazwie Pearl. Jadąc taksówką zauważyłam, że jest mnóstwo kwiatów o barwach białych i czerwonych na kwietnikach, wzdłuż asfaltowej drogi. Pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy to zdziwienie czemu tak uroczyście witali tu kilka dni temu naszego prezydenta. Dopiero po chwili, zdałam sobie sprawę, że ta czerwień jest jakby trochę za ciemna i nagle wszystko stało się jasne, przecież to ich barwy narodowe a dwa dni temu było święto niepodległości. Trochę mi było głupio, bo przecież znałam to wszystko, ale trochę zakręcony okres przed wyjazdem nie pozwolił na tego rodzaju przygotowanie. Na Perle zachwycił mnie widok morza i samolotów, które po wystartowaniu ze wschodniej części miasta w odpowiednim miejscu nad morzem obierają odpowiedni kierunek. Nad Perłą przelatują pewnie te, które lecą na północ, są już dość wysoko na niebie, ale w takiej odległości, że widać napisy określające linie lotniczą.





Aby zwiedzić nowoczesną część miasta i być w wielu interesujących miejscach musiałyśmy korzystać z taksówek, inaczej pozostawało chodzenie wzdłuż Corniche (Kornish) czyli promenady, która ciągnie się przez prawie 5 km wzdłuż części zatoki. Ludzi nie jest dużo w mieście, wszyscy raczej jeżdżą samochodami i taksówkami. Miasto jest bardzo spokojne i czyste i to zarówno jego nowoczesne dzielnice jak i stara dzielnica Msheireb. Ciekawostką dzielnicy Msheireb jest Downtown, gdzie jest Souk , czyt, suk i Qatar Islamic Cultural Center.

Wydawało mi się, że tylko na SOUQu jest sporo ludzi. To taka zabytkowa część miasta, coś w rodzaju bazaru ze sklepikami, restauracjami, ladami do sprzedaży ozdób i ekspozycjami zwierząt (piękne papugi). Tu zobaczyłam najwięcej kobiet w abajach i mężczyzn w diszdaszach, najwięcej narodowości, folkloru, osób miejscowych, turystów i zwiedzających a nawet policję konną. Tu można napić się soku wyciskanego z granatu, kiwi, pomarańcza, ananasa czy mango, spróbować kawy po turecku czy zjeść wyśmienitą jagnięcinę z frytkami, humusem i wspaniałą, bardzo dobrze przyprawioną surówką, chyba o nazwie Tabule, której głównym składnikiem jest …. natka pietruszki. Tak smacznego mięsa jak ta jagnięcina nie jadłam nigdy w życiu, trudno mi powiedzieć nawet jaki miało smak i nie miało nic wspólnego z jagnięciną z greckich restauracji w Polsce.

Niedaleko Souq , w pobliżu Cornische Street nad samą zatoką znajduje się Muzeum Sztuki Islamskiej, który odwiedzają przyjezdni z różnych krajów arabskich. Budynek jest nowoczesny i przestronny. W jego pobliżu jest park z piękną zieloną górą. Zarówno z góry, z kawiarni w parku jak i z restauracji w Muzeum można podziwiać zatokę i nowoczesne strzeliste budynki na ulicy Cornische tj. Kornishu.
Symbolem Dohy jest dzbanek, zrobiłyśmy zdjęcia kilku figur dzbanka, a dzbanki te można spotkać oczywiście w pobliżu Kornisha.


papugi na Soku Waqif



Muzeum Islamic Art


Byłyśmy też w centrum Handlowym, weszłyśmy do znanego sklepu Go Sport, Carfure i Mango. Ciekawa sprawą jest to, że w Mango były ubrania dostosowane do tutejszej kultury , np. dużo więcej długich spódnic i obfitych w tkaninę sukien.

W Wigilię przed południem pojechałyśmy do położonej najdalej na zachód dzielnicy Katara, to malownicza dzielnica, z mnóstwem restauracji, rzeźbami, teatrem ze sceną na dworze. Wejście na Plażę Katara jest płatne, ale strażnik gdy Aga powiedział, że jej mama chce tylko przywitać się z morzem, pozwolił nam poczuć piasek pod nogami i dzięki temu zanurzyłam stopę w basenie oceanu indyjskiego. Ciekawa sprawa, gdy córka jest z matką to w ich kulturze łatwiej jest znaleźć zrozumienie. Aga nawet zauważyła , że na Souqu więcej zwracano na nas uwagę niż wtedy gdy bywała tam sama. W każdym razie wieczór wigilijny był bardzo przyjemny, z choinką i 12 potrawami na stole, była na niej koleżanka Agi i na krótko przybyło na nią aż dwie wędrowniczki pochodzące z Egiptu.

Dzbanek w Parku przy Muzeum Sztuki Islamu

plaża Katarra


Teatr na Katarze



W sumie tylko 3 dni poświęciłyśmy na zwiedzanie Dohy, dwa dni siedziałam sama u Agi, czekając jak wróci z lotu. Nie nudziłam się, miałam jej kompa z filmami, odpoczywałam i każdego dnia w ramach treningu doszłam na Souq. Dojście nie było łatwe i pełne wyzwań, przejście przez malutkie ale ruchliwe rondo bez pasów dostarczyło mi trochą adrenaliny. Aga w czasie tego lotu miała assesment. Nie miała czasu się do niego należycie przygotować, bo zajmowała się mną, a ze sobą na lot nie zabrała dwóch wielkich skoroszytów, aby poczytać w hotelu. Nie mniej jednak ocena była dobra, szczególnie za życzliwą obsługę i dobry stosunek do pasażerów. Ciekawa sprawa kontrolne loty są przeprowadzane też w LOTcie i podlegają im nie tylko młode stażem stewardesy.
Doha sprawiła na mnie dobre wrażenie, żyje się w niej trochę inaczej niż u nas, ale to przecież inny kraj, inna kultura i inny klimat. Zobaczyłam miejsca, w których Aga bywa na co dzień, robi zakupy, przechodzi i mija.
Park przy Kornishu / Sheraton Hotel



Katarski Dzbanek




Nie wiem nawet czy widziałam rdzennych Katarczyków, ale mogę o nich powiedzieć, że starają się wyeksponować swój kraj. Nawet jak odlatywałam w nocy i spojrzałam przez okno, to moim oczom ukazał się zaskakujący widok, półokręgów świetnych, które sprawiały wrażenie kunsztownie utkanej srebrnej biżuterii ze złotym łańcuszkiem w środku. Niestety mój aparat w komórce nie pozwolił mi na zrobienie zdjęć, które mogłyby zostać pokazane światu …. I to pewnie nie jeden powód, że jeszcze raz chciałabym polecieć do Doha...





8 komentarzy:

  1. Zapraszam wszystkich zainteresowanych pracą " up in the air":D

    https://www.facebook.com/zzyciacabincew?fref=ts

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny post ;) pozdrowienia dla Mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny wpis - bardzo przyjemnie się czytało :)

    Pozdrowienia na Nowy Rok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzajemnie, pozdrawiam w Nowym Roku

      mama

      Usuń
  4. podobnego cos znalazłem:

    http://www.blogroku.pl/2013/artykuly/-nie-jestem-podniebna-kelnerka-czyli-cala-prawda-o,5597782,1,artykul.html

    Martyna jest Twoja kolezanka ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne wpisy :) miło się czyta. na kilku zdjęciach masz bardzo ładną torebkę biało czarną :) można wiedzieć skąd? :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam, Chciałabym zasięgnąć informacji dot. wycieczek po Doha organizowanych przez QA. Możesz cos podpowiedzieć. Lecę dopiero w październiku i zastanawiam się, czy ta oferta jeszcze będzie aktualna. Pozdrawiam. Ewa edolowska@interia.pl

    OdpowiedzUsuń