poniedziałek, 18 marca 2013

Absurdy Arabowa . czyli jak nie zmarznąć gdy temperatura sięgnie +40 stopni.

Zwykle nie narzekam na Doha, chociaż wiem, że nie jest to idealne miejsce do życia, zwłaszcza dla białej kobiety. W końcu to kraj islamski, inna kultura, mentalność… wszystko jest inne,  klimat też. I wiedziałam na co się piszę i czego mam się spodziewać. Czy rzeczywistość zweryfikowała moje oczekiwania?  Nie jest tak źle jak myślałam, że będzie , a to już zdecydowanie spory plus. Na arabów i innych mężczyzn pochodzenia hindusko – pakistańskiego, którzy wodzą za nami Europejkami wzrokiem, już dawno przestałam zwracać uwagę. Czasem mi się wydaje, że nawet gdybym wyszła ubrana w worek na ziemniaki to Oni i tak by się gapili jak na kawał mięsa. Można się na to wkurzać i próbować z tym walczyć, ale myślę, że dużo prościej jest to po prostu zaakceptować i nie zwracać  uwagi. Jak wracam do Warszawy to też rzucam się jak szalona na kabanosy i kotlety, tylko dlatego, że tutaj nie mam takich dobroci. Na co dzień nie jestem przecież fanką schabowego. Po prostu jak czegoś nie można mieć to chce się tego jeszcze bardziej. A dla większość tych facetów, kobieta (nie o ciułana w czarną abaję, czy inną szmatę) to coś tak abstrakcyjnego, że ciężko im opanować emocje. I tak nie ma tragedii i nikt nie łapie nas za ręce i nie zaczepia jak np. w Egipcie czy innej Tunezji.  Koniec tematu, bo nie o kotlecie, ani nie mieszkańcach moich okolic miało przecież być, tylko o absurdach życia w Arabowie, a ja się tutaj zaplątałam w jakieś głupie porównania i dywagacje.


Może moje obserwacje na temat Arabowa są po części związane z tym, że już 9-ty dzień siedzę na tej pustyni i niestety nie jest mi dane nigdzie polecieć. Tak się złożyło, że moje SBY (stand-by: takie dyżury  w domu pod telefonem ze spakowaną walizką) , OFFY i REST’y (obowiązkowe odpoczynki) skumulowały się tworząc mi ponad tydzień wolnego. Bywa. Przynajmniej miałam okazję do po spotykania się z koleżankami, nadrobienia zaległości na siłowni i basenie i poobserwowania życia w Doha, które coraz częściej mnie zaskakuje.

Jest połowa marca, czyli wielkimi krokami zbliża się wiosna (ok. może nie w Polsce, gdzie podobno zawitała znów zima…brrrr….), ale tutaj wiosna, a może już nawet hardcorowe lato zbliżają się naprawdę wielkimi krokami. Temperatury z przyjemnych dwudziestu paru stopni, podskoczyły na +30 i zaczyna się robić bardziej niż ciepło. Zauważyłam jednak przy tym zjawisku pewną zależność. Kiedy słupek rtęci na termometrze gwałtownie wzrasta, klimatyzatory w sklepach, restauracjach, przychodniach rozkręcane są na full i wszystkie pomieszczenia wychładzane są do zabójczych 15-stu stopni. Nie wiem już co jest gorsze, upał nie do wytrzymania i wrażenie, że pomału zaczynasz się rozpuszczać…czy też spędzanie czasu w chłodniach. Ani jedno, ani drugie do przyjemnych nie należy. A to dopiero początek… czekam na ten czas, kiedy otworzenie okna będzie przypominało ten moment, gdy pieczesz ciasto i otwierasz rozgrzany piekarnik, żeby sprawdzić, czy już jest gotowe J. Lato w Doha to temperatury pomiędzy 45-50 stopni !!! Pomijając wszystkie aspekty religijne, strasznie dziwnie ubierać się w jeansy i bluzkę z długim rękawem, kiedy na zewnątrz jest gorąco. Ale raz – trzeba się zakrywać, żeby wyglądać „przyzwoicie” i nie zwracać na siebie zbytnio uwagi, dwa nie zabranie ze sobą ciepłej bluzy może grozić zmarznięciem, a nawet przeziębieniem. Wczoraj wybrałam się na szczepionki do pobliskiej przychodni i zmarzłam tam prawie tak, jak na moim pierwszym pobycie w Oslo;-)Tylko, że do Oslo zabrałam ze sobą płaszcz i nawet mi przez myśl nie przeszło wychodzić na ziąb w letnim podkoszulku i sukience.


W czapce "HI MOM" od Rebell be unique



Flaga Kataru

Doha to na razie jeden wielki plac budowy

Nie wiem co to za owoc ale jak to ja musiałam spróbować. Coś jak mix mirabelki i gruszki.








I jeszcze jeden absurd na do widzenia. Jeśli chcesz iść w Katarze do lekarza, to radzę zapytać się najpierw czy przyjmuje może lekarz mężczyzna. Wczoraj dostałam do wyboru dwie możliwości. Mogłam iść do kobiety, gdzie liczba oczekujących przede mną pacjentek wynosiła 12 osób...czyli jakieś 3-4 h czekania (chyba dłużej niż w Polskiej państwowej przychodni), albo do mężczyzny... gdzie byłam druga w kolejce. Uśmiechnęłam się do recepcjonistki, która umawiała wizytę i zapytałam ją czy wyglądam na kogoś kto by miał problem z mężczyzną lekarzem.... Na co ona zaczęła się śmiać i po cichu mi szepnęła, że Ona wie, ale że tu kobiety, choćby miały umrzeć nie pójdą do mężczyzny lekarza. Muzułmański kraj...Rozbawiła mnie ta sytuacja, a jeszcze bardziej chciało mi się śmiać jak zostałam posadzona w poczekalni tylko dla Pań (odizolowanej długim parawanem od części męskiej), gdzie wszystkie czarne mamby wlepiły we mnie oczyska i zlustrowały mnie od góry do dołu. W końcu byłam jedyną nie arabką w towarzystwie i mój strój (chociaż zakrywał ramiona i  nogi) przykuwał uwagę. Albo nie tyle co przykuwał uwagę, co po prostu się wyróżniał. Ciekawa jestem, co one tam sobie myślały, pewnie część z nich mnie żałowała, że nie dość, że pokazuję się w miejscu publicznym sama ! to jeszcze ubieram się w tak gorszącym dla nich stylu. A może część z nich mi zazdrościła, bo same chętnie zrzuciły by te czarne koce z twarzy?




Na Souk'u


3 komentarze:

  1. ciekawie opisałaś swój tydzień w Arabii :p możesz mi podać jakieś namiary na Ciebie (maila itp) miałabym kilka pytań :)
    pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawie opisałaś swój tydzień w Arabii :p możesz mi podać jakieś namiary na Ciebie (maila itp) miałabym kilka pytań :)
    pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń