środa, 4 września 2013

Sao Paulo - Bom Dia Brasil !


Wiem, że wszyscy wyczekują wpisu z pobytu w Brazylii - kolorowej, barwnej i szalonej. Też miałam takie wyobrażenie o tym dalekim kraju. Jednak czasem się tak niefortunnie składa, że nasze wyobrażenia niczym nie przypominają rzeczywistości. Nie chcę przez to powiedzieć, że pobyt w Brazylii, był fatalny i mi się nie podobało. Ale po prostu spodziewałam się trochę czegoś innego. Myślałam, że będzie bardziej egzotyczni; szerokie plaże, bary serwujące drinki na bazie rumu i cachacy z caipirinhą na czele…



Gdybym odwiedziła Rio De Janeiro, a nie Sao Paulo, to pewnie znalazłabym to wszystko z czym kojarzyła mi się Brazylia, a tak musiałam się zadowolić miastem, które raczej przypominało miejską dżunglę , pełną biurowców i hoteli, a nie szalone Sapucai. Gdyby to było Rio to mogłabym zobaczyć oryginalny posąg Jezusa, a tak ciągle pozostaje mi bardziej osiągalna opcja w Świebodzinie.









Problematyczny okazał się również brak możliwości porozumienia się z tubylcami… Angielski nie jest ich mocną stroną, a mój portugalski (ekhm..… powinnam powiedzieć mój ex portugalski, bo od czasu kiedy się go uczyłam mieniły już całe lata świetlne) też pozostawia wiele do życzenia. Ale przynajmniej zachowywałam pozory ładnie się witając „Bon Dia” i dziękując „obrigado”. Tyle właśnie zostało mi z rocznego przyspieszonego kursu portugalskiego i wakacji w  Lizbonie. Nie wiem czy sobie gratulować, czy raczej załamywać ręce? Mamo, Tato…. Przykro mi, ale nie mam naprawdę zdolności językowych ;-)

I choć na prawdę staram się teraz przypomnieć sobie jakiś pozytyw turystyczny z tego wyjazdu to poza zakupem klapek słynnej brazylijskiej marki HAVAIANAS … i zjedzeniem pysznego steka z (mam nadzieje) argentyńskiej wołowiny…nic innego nie przychodzi mi do głowy. Pewnie moje koreańskie koleżanki były by zdziwione, bo dla nich zwykle na pobytach liczy się głównie hotel. A ten był naprawdę spoko, z dużą siłownią i basenem…dobrym śniadaniem. Spróbowałam tez słynnego >cheese bread< , czyli tradycyjny brazylijski przysmak, przypominający wyglądem biszkopty, a smakujący jak stary żółty ser.


Nie ma mowy… tym razem choć bym bardzo chciała nie wysilę się na żaden pozytywny komentarz. Gdybym jeszcze dodała jak wyglądał lot do Sao Paulo (o powrocie już nie wspomnę!)  to pewnie straciłabym połowę czytelników, którzy uznali by, że wylewa się ze mnie żółć i po prostu nie nawiedzę ludzi, albo co gorsze swojej pracy. A to była by okropna nie prawda. Po prostu czasem zdarzają się lepsze i gorsze loty. Ale kiedy na koniec 14-sto godzinnego lotu  niezadowolony chińczyk (czym umotywować jego niezadowolenie – nie wiem?) z impetem i bez skrupułów daje upust swoim emocjom posuwając się do ataku na członku załogi.. to się po prostu odechciewa i tylko chce się załamać ręce.
Więcej nie skomentuję, może kiedyś…

Jeden plus lotu do Brazylii - wreszcie mogę powiedzieć, że postawiłam stopę na wszystkich 6 kontynentach (nie wliczam Arktyki i Antarktydy). Tyle w temacie. Już niedługo relacja z dni wolnych w Warszawie i z mojego ukochanego Melbourne.








4 komentarze:

  1. Hmm, a ile spędziłaś na miejscu? Atrakcje o których piszesz faktycznie można bardziej spodziewać się w Rio- sam co prawda nie miałem jeszcze okazji tam dotrzeć, dopiero na listopad zanosi się na rejs Azja- Ameryka Płd. Pomijając trudności językowe jak oceniasz kontakty z tubylcami? Łatwość nawiązywania kontaktu/ nastawienie?

    Marcinnelli

    Jestem pewien, że w ciągu roku zawitasz do Rio :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Brazylijczycy jako tubylcy i ludzie są bardzo bardzo uprzejmi i pozytywnie nastawieni. Nie mówią po angielsku, ale jak już się znajdzie ktoś ktos kto chociaż zna podstawy, to od razu próbują nawiązać z Tobą kontakt - co jest niesamowicie pozytywne. Problem pojawia się w restauracjach (rzadko kiedy mamy menu w języku angielskim) a wytłumaczenie z czego składa się potrawa to już wyższa szkoła jazdy. Pytani o drogę też było zabawne... ale ogólnie ludzie pozytywni i mili. Niestety w Sao Paulo jest dość drogo :-( zarówno jedzenie jak i shopping.

    Na miejscu byłam 4 dni, z czego jeden to był lot tam i z powrotem do Argentyny do Buenos Aires. Męcząca rotacja, ale z pewnością będę chciała ją jeszcze powtórzyć. Tak szybko się nie zrażam.... no i oby kiedyś to Rio! rejs Azja- Ameryka... dobry rozstrzał... wygląda na to, że będzie to wielka podróż?

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, takie posty dodają autentyzmu ;) Gratuluję odwiedzenia wszystkich kontynentów! Może na te polarne też przyjdzie czas :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aga, takie posty dodają autentyzmu ;) Gratuluję odwiedzenia wszystkich kontynentów! Może na te polarne też przyjdzie czas :)

    OdpowiedzUsuń