czwartek, 31 stycznia 2013

Heaven on earth

Wizja trzech dni na STB poprzedzonych przymusowym odpoczynkiem nie napawała mnie entuzjazmem, no bo ile można siedzieć w zamkniętej wierzy? Dlatego kiedy któregoś wieczora, gdy ujrzałam na grafiku MAL moje serce stanęło na chwilę i radości nie było końca. Wszystko wskazywało na to, że mój dyżur zamienił się w Malediwy, które od dawna były moim wielkim turystycznym marzeniem....

Brifing i Lot minęły szybko i przyjemnie, w sumie nic dziwnego, kto by się kłócił i stresował przed podróżą w jedno z najpiękniejszych miejsc na ziemi. Lądowanie niemal na wodzie, bo w Male pas startowy jest równoległy do linii morza, co sprawia wrażenie że ląduje się na wodzie. Na szczęście to tylko takie wrażenie:)

Pierwsze o czym pomyślałam po wyjściu z samolotu to "oho! no jest ciepło..", była zaledwie 7-ma rano a temperatura już podchodziła pod 30 stopni. W dodatku wysoka wilgotność powietrza sprawiała, że wydawało się jeszcze cieplej i nie sposób się było nie rozpłynąć. Dobrze, że szybko dotarłam do hotelu, gdzie w tempie błyskawicy przebrałam się w letnie ciuszki i pobiegłam do portu żeby załapać się na jakiś stateczek, którym mogłam popłynąć na jedną z rajskich wysepek. Bo Male w którym lądują samoloty, to po prostu duże miasto...a żeby zobaczyć plaże jak z LOST-ów lub Piratów z Karaibów to trzeba popłynąć dalej. Tak też zrobiłam. Tym razem znalazłam kompanów do wycieczki. Popłynęła ze mną dziewczyna z Tunezji i pierwszy oficer z Włoch. Tylko ruszyliśmy z portu w Male a od razu zaczęły w okół nas pływać delfiny...i to nie jeden a dosłownie całe stado delfinów:) Po drodze minęliśmy kilka typowych wysepek z domkami na balach (tak, takie jakie znamy z pocztówek )....widok bajka...Choć bym bardzo chciała opisać jak cudowny to był widok i jak błękitna była woda...to i tak zbrakło by mi słów. Malediwy to zdecydowanie najpiękniejsze plaże na świecie z białym delikatnym piaskiem. Ciepłe morze mieniące się wszystkimi odcieniami błękitu. Bujna i egzotyczna roślinność... Gdybym miała wybrać miejsce na świecie w którym chciałabym umrzeć, to mógłby być Malediwy.... 

Wyspa na którą popłynęłam, była malutka, udało mi się ją obejść do o koła w niecałe pół godziny. Fantastyczne miejsce na wakacje, zwłaszcza jak ktoś lubi nurkować, to podejrzewam, że tamtejsze rafy koralowe zachwycają (niestety nie sprawdziłam - może przy kolejnej okazji zabiorę ze sobą maskę i poznam także piękno tamtejszego wodnego świata). Na miejscu zameldowaliśmy się w recepcji, oczywiście nikt z nas nie wziął paszportu (który był potrzebny), ale udało się obejść ten mały szczegół i zostaliśmy. Co tu dużo mówić, pełen relaks, zero smutków, zimne drinki [których skutkiem jest bolące gardło i kaszel:-((], pływanie, opalanie....takie mini wakacje. Resztę dopowiedzą zdjęcia... bo słowa w tym wypadku są zbędne:)

































3 komentarze:

  1. Aga, przepiękne zdjęcia, przepiękne miejsce! Od samego patrzenia zrobiło mi się cieplej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie niesamowite miejsce i zdjęcia!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdjęcia cudowne... Na Malediwy mnie nie stać, choć też mi się marzą ^_^ Skrawek podobnego krajobrazu można znaleźć na niektórych greckich wysepkach, no, może jak przymkniemy oko na tą tropikalną roślinność... Tak w ogóle podoba mi się twój blog, odkryłam go dopiero i czytam z zapartym tchem :) Prowadzisz bardzo ciekawe życie, które oprócz tych wspaniałych podróżniczych plusów, ma zapewne minusy, ale kto by z nas nie chciał dzielić takiego własnie żywota? Pozdrawiam i życzę jeszcze wspanialszych wypadów :)

    OdpowiedzUsuń