piątek, 18 stycznia 2013

first fly to Europe

Pierwsze wrażenia z podniebnych voyage uzmysłowiły mi dwie rzeczy: znajomość języka angielskiego w dzisiejszych czasach to niezaprzeczalne MINIMUM oraz, że nie tylko Polacy i Rosjanie piją alkohol bez umiaru.

Na mój lot do Oslo, cieszyłam się umiarkowanie. Niby pierwszy pobyt z nocowaniem, niby pierwszy long haul, niby nie byłam wcześniej w Oslo, więc fajnie bo można zobaczyć, pozwiedzać...no i Europa, czyli niemal jak w domu. Ale jak tylko przyszło do pakowania walizki i sprawdziłam pogodę to zwątpiłam zarówno w siebie jak i w mój niby zimowy płaszczyk i jesienne kozaczki z  cienkiej skórki. -15c stopni (może to nie jest jakaś ekstramalnie minusowa temperatura, ale jak ktoś mnie dobrze zna, to wie, że ja na prawdę nienawidzę zimna, i chyba nienawidzę go znacznie bardziej niż inni ludzie) i padający śnieg nie wzbudziły mojego entuzjazmu. Jednak nie bacząc na przeciwności losu, które sprezentowała mi pogoda, postanowiłam się nie załamywać i zapakowałam do walizy wszystkie swetry jakie zabrałam ze sobą z Polski, jeansy, ciepłe rajstopki, rękawiczki, szalik, czapkę i trzy pary skarpetek - na wypadek gdybym jednak postanowiła ruszyć w miasto. Nic jednak takiego nie miało miejsca, po locie( 7h) byłam tak wyczerpana, że jedyna aktywność na jaką miałam siłę był spacer dookoła hotelu i zwiedzenie okolicy, która raczej do najatrakcyjniejszych nie należała. Pomysł wycieczki autobusem do centrum miasta 58km skutecznie ukróciła cena biletu 50 euro w jedną stronę (Norwegia to chyba najdroższe państwo świata). Zresztą i tak chyba nie miałabym na to siły, bo gdy wróciłam do pokoju, padłam jak dziecko i spałam 12h.... Jak na pierwszy layower - wiem - przyznaję się dałam ciała, mam nadzieje, że nie zamulę tak następnym razem. Niemniej jednak miło było zobaczyć ludzi, którzy wyglądają jak ja, przejść się ulicą, nie budząc najmniejszego zainteresowania wśród tubylców, zobaczyć śnieg (choć miałam nadzieje, że ominie mnie ta jak że fantastyczna przyjemność). 

Sam lot był na prawdę męczący, jak wspomniałam na początku picie alkoholu na litry to chyba znak rozpoznawczy wszystkich europejczyków, nie tylko polaków. Chociaż ciekawe czy na locie do WAW polscy turyści są w stanie opróżnić całe zapasy z barowych wózków? Bo Norwegowie byli blisko, ale niestety nie udało się... :) (to taki żarcik)

Bardzo się obawiałam, przed lotem, że będę miała jakiegoś pasażera, który będzie sprawiał problemy, albo będzie niezadowolony, a ja nie będę wiedziała jak mu pomóc. No i zdaje się, że moje obawy były słuszne.
Pasażerka, starsza kobieta, a raczej już babcia, podróżowała z Bombaiu, przez Doha do Oslo. Oczywiście ani słowa po angielsku. Ja bym swojej babci, samej samolotem raczej nie wysłała, zwłaszcza, że dla takiej starszej, schorowanej osoby sam lot samolotem to już jest stres sam w sobie, a co dopiero powiedzieć, jeśli nie jest się w stanie porozumieć z załogą, a na pokładzie nie ma nikogo, kto mógłby posłużyć jako tłumacz i opiekun. Starsza pani ledwo chodziła, nic nie rozumiała co się w okół niej dzieje, a na dodatek w połowie lotu zaczęła panikować.... długo staraliśmy się domyślić o co jej może chodzić. Tak na prawdę nadal tego nie wiem, ale chyba przestraszyła się, że nie ma ze sobą bagażu, próbowaliśmy na migi i używając prostego języka wyjaśnić, że jej bagaż najprawdopodobniej znajduje się w cargo...ale jakoś ta komunikacja nie szła nam najlepiej. Pasażerka się popłakała, potem płacz przerodził się w histerię. Nie była to za ciekawa sytuacja, ale koniec końców udało się nam ją w miarę opanować. Niestety w oczach naszej samotnej turystki straciliśmy zaufanie, bo nikt jej nie rozumiał. Bardzo było mi jej żal, mam nadzieje, że jej bagaż czy cokolwiek o co jej chodziło, wyjaśniło się po wylądowaniu. Myślę, że to będzie moja pierwsza pasażerka, którą zapamiętam na długo....

Muszę kończyć bo spaliłam garnek....:P:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz