czwartek, 3 kwietnia 2014

Rosyjska Ruletka



Kwiecień rozpoczęłam od czterech dni na tzw. stand-by (czyli domowe dyżury). Raczej nie nastawiałam się, że dostanę jakiś lot, na którego widok mój turystyczny termometr podskoczy z podniecenia.  Oczywiście zawsze, gdzieś tam w duchu ściskam kciuki, za Mediolan, albo Barcelonę z dniem wolnym... ale jak to mówią, lepiej się nie nastawiać to rozczarowanie będzie mniejsze. 
W każdym razie siedziałam sobie tak na tym dyżurze, męcząc kolejne odcinki "Na Wspólnej" przeżywając wraz z Marią i Włodkiem rewolucję w Barze, oraz polewając się z grubego synka Basi i Andrzeja, kiedy nagle na mój telefon przyszła wiadomość na widok, której zawsze trochę blednę i wstrzymuję oddech "..(...)Dear Crew, You have roster changes(....).."

Weszłam szybko na grafik, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie uraczono mnie double sectorem ( tj. dwa krótkie loty tam  i z powrotem np. Abudabi i Kuwejt - nie mamy wtedy pobytu i nie wychodzimy z samolotu). Na szczęście, nie był to lot do żadnego z powyższych miejsc, ale kod lotniska (DME) też nie wiele mi mówił. Na szczęście tu zawsze z pomocą przychodzi niezawodny wujek Google, który rozwiązał tajemniczą zagadkę dziwnego kodu - Moskwa. 

Zamknęłam system, usiadłam na łóżku, wzięłam dwa głębokie oddechy, żeby trochę ochłonąć - nie pomaga - łapię więc za telefon i dzwonię do Anki (koleżanki po fachu). 

-"Ankaaaaa!!! Zmienili mi grafik!!! Zgadnij na co??"
*"No hey, oooo... no nie wiem... coś fajnego?"
-"Nie wiem....właśnie czy się cieszyć, czy płakać" (o lotach do Moskwy krążą już legendy, słyszałam że jest to jedna z tych destynacji, po której jak dojeżdżasz do hotelu, to nie wiesz jak masz na imię) 
*"No mów!!!"
-"Moskwa!!!! "
*"...... O, Europa ?   ...... cisza...... 
I obie wybuchamy śmiechem.








Z tymi lotami do Moskwy, to Wam muszę powiedzieć, trochę jest chyba tak jak z tą rosyjską ruletką. Bardzo dużo osób chce tam latać, bo są zafascynowane kulturą naszych wschodnich braci, albo po prostu lubią takie przaśne klimaty. I pomimo, że loty zwykle są męczące, Moskwa cieszy się dużą popularnością wśród ulubionych destynacji członków załogi pokładowej.
Wszyscy liczą, że akurat ich lot będzie spokojny, a pasażerowie nie upiją się zanadto. Mi się udało. Lot był zaskakująco miły, pasażerowie wprost przesympatyczni, kiedy "odkrywali", że jestem Polką (ahh, to moje polskie imię - ciężko mieć jakiekolwiek wątpliwości) od razu odwzajemniali  uśmiech. Takich pasażerów życzyłabym sobie na każdym locie. Wchodzą do samolotu, wiedzą gdzie są ich miejsca, upychają bagaże w schowkach lepiej niż nie jedna stewardessa. Pasy zapięte, stoliki złożone... Wszyscy gotowi do startu. Tylko podczas serwisu było trochę śmiechu, bo wiadomo, każdy do śniadania obowiązkowo kieliszek czerwonego wina, ewentualnie wódka z sokiem pomidorowym - pewnie dobre na trawienie ? ;-) Po posiłku czaj z cytryną.



Co do samej Moskwy i Rosji. To był mój pierwszy raz. Jakoś nigdy się nie składało, żeby wybrać się na Wschód, a i mnie jakoś specjalnie w tamte rejony nigdy nie ciągnęło. Z własnej, nie przymuszonej woli raczej bym się nie wybrała, już nawet nie chodzi o wizę, koszty itd,  po prostu nie moje klimaty. Jestem typowym dzieckiem końca lat 80' - początku '90- wolałam oglądać bajki Disneya i tęczowy Music Box niż Wilka i Zająca. Barbie z Peweksu miała dla mnie większą wartość niż matrioszka, a gdy w podstawówce miałam wybrać drugi język - postawiłam na niemiecki, tym samym umocniłam w sobie poczucie przynależności raczej  do tej zachodniej części Europy. Potem przez kolejne lata edukacji, poznając historię zawiłych stosunków Polsko - Rosyjskich doszłam do wniosku, że z dwojga złego (drugie zło to Niemcy) - to niestety rosyjskie wpływy odbiły się większą czkawką na naszej teraźniejszości. Mam nadzieje, że nikt mnie nie zlinczuje, za te publiczne wyrażanie własnej opinii. Dokładając do tego obecne, krwawe wiadomości z bliższej memu sercu Ukrainy - czułam się trochę nieswojo, ale postanowiłam dać Moskwie szansę i zobaczyć na czym polega fenomen tego wielkiego miasta, o którym mówi się, że jest to swoiste państwo w państwie, gdzie podobno nie ma klasy średniej, a ceny w sklepach normalnychśmiertleników przysparzają o zawrót głowy.





Na zwiedzanie miasta wybrałam się tym razem nie sama, ale z załogą, która  wyjątkowo  mi się trafiła. Poza mną była, dziewczyna z Malezji, Portugalii, Białorusi, Maroka i Korei oraz szefowa pokładowa z Indii - normalnie ekipa jak z reklamy United Color of Benetton. 
Ubrałam się ciepło, po ostatnim pobycie w Polsce, myślałam, że już więcej w tym sezonie nie przyodzieję kozków i ciepłego płaszcza, ale na wieczne śniegi Rosji i minusową temperaturę, nie widziałam innego rozwiązania.
Na Plac Czerwony dojechałyśmy metrem, trochę ciężko było się nam rozeznać w informacjach napisanych cyrylicą, ale na szczęście, większość młodych Rosjan zna angielski i widząc nasze zagubione spojrzenia chętnie wskazywali nam drogę. Na placu czerwonym spędziłyśmy 1,5 h robiąc zdjęcia i spacerując wśród kolorowych cerkwi i czerwonych budowli. Zajrzałyśmy też do typowego centrum handlowego, gdzie można było kupić słoiczki z kawiorem za bagatela 250 $ i inne bardzo luksusowe dobra, na które mogą sobie pozwolić rosyjskie księżniczki, których rycerze siedzą w wielkich czarnych BMW z przyciemnianymi szybami i jeżdżą nie bacząc na zasady ruchu drogowego z prędkością 300 km/h.

Nie zjadłam blin, bo niestety gonił nas czas, a koleżanki, jak również i ja, byłyśmy trochę zmęczone i zmarznięte - dlatego też poczyniłam tylko małe spożywcze zakupy i dziś na śniadanie delektowałam się rosyjskim ciemnym pieczywem z białym serem i rzodkiewką (po wielkości stwierdzić można, że pewnie GMO), kefirkiem i kiszonym ogóreczkiem :-)

Moskwa nie jest taka straszna jak myślałam, ale poza tymi pięknymi, turystycznymi miejscami sprawia wrażenie bardzo smutnego, szarego blokowiska. Nie jest to zdecydowanie moja bajka, ale nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało. Byłam, cieszę się, było inaczej - choć w pewnym sensie trochę podobnie jak w Warszawie. Zaskoczyła mnie otwartość tubylców i ich pozytywne nastawienie do Polaków. Trochę byłam rozczarowana, bo tyle się nasłuchałam o Rosjankach, które nawet przy minusowych temperaturach chodzą ubrane w mini i bez rajstop- niestety na żadną nie trafiłam.

Czy chciałabym wrócić?  Tak, chętnie odkryję trochę więcej Rosji i Moskwy, ale niech to będzie lato :-) Zostało mi jeszcze bardzo dużo do zobaczenia i coś tak czuję, że z każdą taką wizytą mogłabym stwierdzić , że nie taka ta Rosja zła, jak o niej piszą. Może mogłabym znaleźć tu coś dla siebie.























6 komentarzy:

  1. Moskwa jest super;) szkoda, że tylko 24h. Potencjału jest na sporo więcej.

    Pozdrowienia Agnieszko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma swoje preferencje podróżnicze ;-) ja wiem, że w Moskwie jest jeszcze dużo do zobaczenia i mam nadzieje ją jeszcze odkrywać .... niestety jak zawsze na raty :-)
      Również pozdrawiam :-)

      Usuń
  2. Mam podobne odczucia co do Moskwy jak Ty Agnieszko. Kolorowa, piękna w miejscach turystycznych a dalej smutna i szara. Byłam, widziałam i nie żałuję , chociaż nie jest to miejsce do którego chciałabym jeszcze wrócić. Mam do Ciebie jeszcze pytanie, w jakim okresie najlepiej wybrać się na kilka dni do Doha? Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Serdeczne pozdrowienia z Kabat :-) Bardzo lubię Twoje opowieści i z przyjemnością oglądam ciekawie zrobione zdjęcia. Super,że praca daje Ci zadowolenie,a podróży ...no cóż mogę tylko pozazdrościć.Buziaki - babcia Emilki i Grzesia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęcia pod światło są extra , super , więcej takich !

    OdpowiedzUsuń
  5. świetny post! podzielam twoją opinię o Rosji i fakt faktem ja tam nigdy nie byłam i raczej się nie wybiorę ale czytając takie wpisy czuję jakbym tam była razem z wami:) Pozdrawiam
    aSia

    OdpowiedzUsuń