poniedziałek, 10 marca 2014

Uwaga!!! Kids on board, czyli o podróżach w towarzystwie małych potworków...

Podczas lotu każda stewardessa ma przypisaną sobie funkcję i listę zadań, które należą do jej obowiązków. Na to w jaką rolę się wcielimy  podczas rejsu  ma wpływ między innymi staż pracy, jump seat na którym usiądziemy podczas startu i lądowania oraz inne mniej lub bardziej przydatne atuty, jak bycie native spekerem, albo dodatkowy kurs medyczny.

Mnie od paru miesięcy uszczęśliwiają pozycją operatora kuchni [ładowanie do wózków 120 specjalnych posiłków w wersji Azjian Vegeterian i Hindu Meal to jest to co lubię najbardziej - ;-) ], dlatego zaskoczeniem dla mnie było to, że podczas ostatniego lotu powrotnego z USA, nie dostałam kuchni, tylko miałam zajmować się dziećmi. Miła odmiana - a akurat pomaganie dzieciakom i ich mamom jest o wiele bardziej wdzięczne niż przerzucanie się ciężkimi boksami z jedzeniem i napojami, nawet jeśli czasem te mamy i ich przesłodkie aniołki dają popalić. 


I tak mnie to jakoś natchnęło, bo te sytuacje, które czasem obserwuję na pokładzie, są nie raz tak irracjonalne, czasem zabawne i wzruszające, ale również i  przerażające, że pomyślałam sobie, że warto o tym napisać parę zdań.



Wiadomo, że podróże z dziećmi są stresujące, bo raz jest to dla nich coś nowego, ekscytującego i niecodziennego i o ile spora część maluchów bez trudu odnajduje się na pokładzie samolotu i potrafi się sobą zająć oglądając filmy, czy grając w gry, to niestety ciągle dla większości małych pasażerów (jak również dla ich rodziców i nierzadko również współpodróżnych) jest to męczące wyzwanie.

#Pasy bezpieczeństwa = Twój wróg
Pierwszym wyzwaniem dla małych pasażerów jest zapięcie pasów. No właśnie jak wytłumaczyć małemu człowiekowi, że te pasy są dla jego bezpieczeństwa i bez nich przy ewentualnym gwałtownym hamowaniu, czy dużych turbulencjach może uderzyć głową w sufit, skoro często nawet jego rodzice nie rozumieją, że te pasy to nie jakaś tam głupia zachcianka tylko must. Wielokrotnie spotykam rodziców, którzy nie zapinają dzieci w pasy, tłumacząc mi, że maluch będzie płakać. Szczerze, mam ochotę im wtedy powiedzieć, że to płakanie jest niczym przy tym jak dzieciak rozbije sobie głowę, ale gryzę się wtedy w język i z anielskim spokojem tłumaczę, że safety, bezpieczeństwo, wymogi, że trzeba... a jak się dalej nie chcą zastosować do zaleceń... no cóż? I tacy się zdarzają... Informujemy kapitana i to On podejmuje ostateczną decyzję, czy taki pasażer poleci z nami, czy też nie. Generalnie temat pasów bezpieczeństwa to temat rzeka.... Ale jeśli ktoś nie chce ich zapinać, albo udaje, że je zapina pozostawiając je rozciągnięte na całej długości, to jego problem i odpowiedzialność, tylko czemu narażać na niebezpieczeństwo malucha? Przeciwnikom pasów proponuję obowiązkowo obejrzenie filmu FLIGHT... w którym to samolot obraca się o 360 stopni i wszyscy Ci, którzy nie byli zapięci w pasy lądują na suficie...

#Striptiz na Start
Moment startu i lądowania do najprzyjemniejszych nie należy i maluchy często płaczą,  dlatego mówi się, że dobrze jest coś jeść albo chociaż ssać cukierka. Cukierki dla starszych dzieci i dorosłych są zawsze rozdawane przed startem i faktycznie pomagają przy wyrównywaniu różnicy ciśnień, gdy zatykają się uszy. Ale pamiętam kiedyś miałam taką przezabawną sytuację. Pasażerka- matka podróżowała z niemowlakiem na kolanach.  Siedziała prawie na przeciwko mnie, obok niej Arab w białym disz-daszu i paru innych pasażerów, a Ta, niczym nie skrępowana, rach-ciach, rozpina guziki bluzki, pod którą chyba zabrakło jej jakiejś części garderoby, bo uraczyła nas wszystkich widokiem swoich krągłości i bez żadnej spiny próbuje karmić to dziecko, które trochę chce trochę nie chce, trochę się wyrywa... a ta dalej z tymi cyckami na wierzchu.  Arab oczy na mnie, z wymownym spojrzeniem , żebym coś zrobiła, zresztą inni pasażerowie też. Ja też trochę zażenowana sytuacją, bo jestem w robocie i nie koniecznie mam ochotę na takie widoki i takie krępujące rozmowy, ale koniec końców, dzieciak zasnął, a nasza pokładowa gwiazda, zakryła swoje wdzięki. O ile nie ma nic złego w karmieniu dziecka piersią na pokładzie i w sposób dyskretny się to robi, to akurat w tej konkretnej sytuacji, totalny brak wyczucia smaku tej Pani zasługuje na wielkiego dis-lajka!


#Bo mleko było za ciepłe...
Wczoraj jak szalona roznosiłam buteleczki pełne mleka dla dzieciaków, aż moja szefowa pokładowa śmiała się, że mam drugi etat jako niania. W większości linii lotniczych dla dzieci można zamówić specjalne posiłki, takie mniej pikantne, urozmaicone batonikiem, żelkami i kolorowymi gadżetami, co by się przyjemniej jadło, albo w ogóle zachciało jeść. Ale czasem "zachcianki" i to chyba bardziej rodziców niż dzieci zakrawają o zawrót głowy. Co ja mam powiedzieć matce, która prosi mnie o odtłuszczone mleko czekoladowe dla dziecka, albo frytki i cheeseburgera? - "Macdonald znajduje się na terminalu 1 na poziomie Arrival" ?....
Ostatnio zważyłam mleko podgrzewając je i schładzając na zmianę. Pierwsze, które przyniosłam (moim zdaniem idealne) za zimne, więc podgrzewam, serwuję - za ciepłe - dolewam zimnej wody - ciągle za ciepłe, matka prosi, żeby wsadzić je do lodu, no to wsadzam.... jak je wyjęłam to mleko wyglądało raczej jak woda z mlecznym osadem. Bleee.... I tak w kółko.

#Pomocy...Dziecko mnie bije!
Kiedyś na krótkim locie, matka wezwała mnie do siebie call bellem i zrozpaczona prosi mnie o pomoc, bo ani Ona, ani jej mąż, ani filipińska niańka nie mogli zbuntowanego chłopca uspokoić. Dzieciak kopał w siedzenie przed sobą, wyprowadzając z równowagi siedzącego tam biznesmena. Na próbę mojej interwencji chłopiec wymierzył w moją stronę sierpowego... więc zwątpiłam. Przesadziłam pasażera w bardziej spokojną część samolotu. Za kogoś dzieci wychowywać nie będę, kiedyś będę miała swoje to się będę ze swoimi użerać, a póki co z tymi grzecznymi mogę sobie przybijać piątki i rozpieszczać ich czekoladkami.

***
Większość maluchów jak i ich rodziców są jednak spoko i takie "kwiatki" to tylko sporadycznie zdarzające się wisienki na torcie, co by było potem co opowiadać. Zawsze fajnie jak są maluchy na pokładzie, jest jakby weselej. Co bardziej ciekawskim pokazujemy samolot, a z tymi co już da się pogadać ucinamy sobie pogawędki, gdzie jadą na wakacje i ile to już podniebnych podróży odbyli. Zabawne jak czterolatek z wypiekami na twarzy opowiada jak to już 6 raz leci samolotem i wcale się nie boi, albo dziewczynka wpatrzona w Ciebie jak w obrazek, po locie całuje Cię w policzek i twierdzi, że też chce być stewardessą....

3 komentarze:

  1. cześć, jak wygląda twój grafik w marcu, szykuje sie coś ciekawego?

    OdpowiedzUsuń
  2. Czesc Aga! Tu Nela, Adas i Ania:) Bardzo nam sie podobal ten post! Dzieciaki tesknią za Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochani, bardzo miło dostać od Was wiadomość. Też tęsknię ! Mam nadzieje, że się uda nam zobaczyć jak byłabym w Warszawie. Co u Was? :-) Całuje i Pozdrawiam

      Usuń