sobota, 26 października 2013

Abu- Dhabi na weekend


W zabieganym, zaplanowanym zgodnie z terminarzem życiu, zapominamy często co to spontaniczność  Stajemy się niewolnikami czasu, zegarka, kalendarza, tego co wypada, a co nie wypada. Zwykle wszystko skrupulatnie planujemy  począwszy od cotygodniowej listy zakupów, przez to co ugotujemy na obiad, co zrobimy wieczorem, a na wakacjach kończąc. Gdzie jest nasz luz i spontaniczność? Sama taka byłam. A może nadal jestem? Poukładana, zawsze z planem, czasem nawet dwoma, na wypadek gdyby plan A nie wypalił, zawsze musi być plan B. Jednak ostatnimi czasy, zauważyłam, że potrafię nagiąć moje żelazne zasady. Potrafię zrobić rzeczy, których nie planowałam. Spontanicznie dać się ponieść chwili. Zrobić coś po raz pierwszy, nie zastanawiając się nad konsekwencjami. Za dużo nie myślę o tym co było, ani o tym co będzie... (to akurat chyba nie jest dobre), ale cieszę się chwilą. Obecnym tu i teraz. Bo nigdy nie wiadomo co będzie, co się wydarzy, a chwila nigdy nie wróci. Nie chcę nigdy mieć wobec siebie pretensji, że czegoś nie zrobiła, że straciłam swoją szansę.Wolę chyba jednak, żałować głupot, które się przytrafiły... niż zastanawiać się co by było gdyby...

Podążając tym tokiem myślenia, kiedy nie udało mi się załapać na lot do Warszawy, a kiedy w moim grafiku jak wół stały obok siebie cztery weekendowe OFFy, pozwolenie na wylot z kraju i jedno krótkie zapytanie od znajomego z Abudhabi „to przylecisz?” zadane przez FB o 2-giej w nocy.... długo się nie zastanawiając kupiłam spontanicznie bilet na najbliższy lot do Emiratów Arabskich. Lot za 4h! Ja nie spakowana, transport nie ogarnięty... Zwariowałam? Nie... Cudem zdążyłam na samolot, po nie przespanej nocy (bo pakowałam walizkę) zasnęłam w samolocie jak dziecko nim jeszcze kapitan zdążył wyłączyć lampki „zapiąć pasy”. Szkoda, że lot trwa tylko 45 min – bo nie była to najdłuższa drzemka o jakiej mogłam pomarzyć  Na lotnisku w Abudhabi, czekały mnie jeszcze długie formalności i odstanie swojego w kolejce po wizę. Jako rezydent Kataru, nie muszę mieć specjalnej wizy, wystarczy zapłacić 100 dirhamów na lotnisku i dostaje się 30 dniową wizę (on arrival).



Był to bardzo, bardzo męczący weekend, bo znajomi z RPA, którzy przeprowadzili się z Doha do Abudhabi, mieli akurat wolne. Moje odwiedziny wypadły w momencie kiedy w większości arabskich krajów świętuje się EID MUBARAK (takie islamskie Boże Narodzenie), dlatego imprezom, grillom i świętowaniu nie było końca. Nie dlatego, że znajomi z RPA są wyznawcami Allaha, ale dlatego że mieli po prostu wolne. W końcu u nas w Polsce, też się hucznie świętuje 11 listopada, Boże Ciało, Matki Boskiej Zielnej, Trzech Króli... ;-)

Mimo wszystko udało mi się ich zmotywować do tego, żeby pokazali mi trochę miasta. Główną atrakcją Abudhabi jest wielki meczet (Sheikh Zayed Grand Mosque), do którego żeby wejść musiałam ubrać Abhaję. Tak tak, wiem, zaklinałam się po stokroć, że nie będę przebierać się za dementora. Ale w tym wypadku nie było innej opcji, a bardzo chciałam zobaczyć jeden z największych islamskich meczetów, który naprawdę zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Pomimo tłumu turystów, palącego słońca, upału … i tego, ze w tym czarnym stroju  w którym prawie ugotowałam się  na twardo, mogę powiedzieć, że nie żałuję.

Innymi atrakcjami Abudhabi są pałac królewski na Kornishu, sam Kornish (czyli promenada wzdłuż wybrzeża), most Emira (który swoim kształtem ma przypominać jego podpis) i na tym atrakcji turystycznych koniec. Nie mniej jednak, miasto zrobiło na mnie wrażenie, bo porównując je do Doha, wygląda tak jak by ktoś usiadł i naprawdę zastanowił się nad jego rozplanowaniem i zagospodarowaniem. Jest czysto, nie ma korków, które w Doha potrafią doprowadzić do białej gorączki nawet najcierpliwszą osobę świata, jak by mniej hindusów, a więcej europejczyków?

Byłam bardzo zadowolona z tego weekendu i gdybym jeszcze nie spóźniła się na samolot w drodze powrotnej. Nigdy mi się to jeszcze nie zdarzyło! Zawsze jestem przed czasem, ale pomyliły mi się terminale, trochę za późno wyjechaliśmy z domu i koniec końców, kiedy odnalazłam Check-in counter dla QA nikogo już tam nie było. Prze bookowałam zatem bilet na kolejny lot, który był całkiem obłożony  Więc trochę nerwów i emocji było, czy się załapię i zdążę na czas (czyli początek minimum resta), ale głupi ma zawsze szczęście i udało się. Znalazło się dla mnie miejsce i szczęśliwie wróciłam do domu.

Już się zastanawiam, kiedy, jak i z kim zwiedzić Dubaj.... :-)












Abu Dhabi z okna samolotu

uwielbiam te widoki  lotu ptaka

1 komentarz:

  1. prawie jak sex&the city !! no brakuje tylko mnie :P
    - B.

    OdpowiedzUsuń