plac Nelsona Mandeli (Mabudu) |
Mam w Doha paru znajomych z RPA, więc nasłuchawszy się ich opowieści o ich wspaniałym kraju (btw. chyba tylko Polacy nie potrafią dobrze sprzedać swojego kraju i zawsze narzekają), nie mogłam się wprost doczekać aż kiedyś uda mi się tam polecieć. No i dostałam trzy dni w Johannesburgu. Nie do końca wiedziałam, czego mam się spodziewać, bo pierwsza myśl ..to Afryka, więc pewnie będzie niebezpiecznie i jak to zwykle w afrykańskich krajach nie za czysto. Ku mojemu zdumieniu, RPA, a dokładnie Johanesburg okazał się całkowicie cywilizowanym miastem, nie gorszym niż inne światowe metropolie. Może nawet ludziom żyje się tam lepiej, bo drogie samochody na ulicach, piękne wille i budynki, przykuwały mój ciekawski wzrok. Co do bezpieczeństwa, ciężko mi się wypowiedzieć, bo jak już pewnie zauważyliście, często nie zwracam uwagi albo raczej nie zdaję sobie może sprawy z ewentualnych zagrożeń (*patrz samotne zwiedzanie New Delhi). W każdym razie, mimo przestróg, że bywa niebezpiecznie, postanowiłam pozwiedzać trochę okolicę. By moi rodzice mogli spać spokojnie dodam, że wróciłam do pokoju przed zmrokiem... jak grzeczna dziewczynka.
salatka z avocado i biltong |
Następnego dnia rano zaplanowaliśmy (ja i parę osób z mojej załogi), że wybierzemy się do parku lwów. Słyszałam od koleżanek, które już wcześniej tam były, że można tam głaskać i przytulać małe lewki. Strasznie się tego nie mogłam doczekać, bo nie codziennie jest okazja, żeby tak po prostu, głaskać dzikie zwierzę. Co prawda małe lwiątka, akurat spały,kiedy do nich dotarliśmy, więc nie bardzo można było je przytulać, ale głaskanie lwa dopisuje do " listy rzeczy zaliczonych". Poza tym wjechaliśmy samochodem na teren parku, gdzie zwierzęta "powiedzmy" żyją prawie jak na wolności. Mieliśmy sporo szczęścia, bo udało się nam trafić na porę kiedy lwy i lwice akurat były aktywne. Haha... z ta aktywnością, to nawet trochę czasem przesadzały. A dokładniej mam na myśli jednego lwa, który bez żadnych skrupułów i wstydu na naszych oczach odbył stosunek seksualny z jedną ze swoich dziewczyn, żon? Nie wiem jak to się nazywa w świecie zwierząt, ale takie lwy, to mają dobrze. Nie dość, że otaczają ich same panienki, które jeszcze za nich polują, to jak już takiemu lewkowi znudzi się spanie i obgryzanie kości, to zawsze znajdzie jakąś chętną samiczkę...
Atrakcją wycieczki do parku lwów, było tez karmienie żyraf. Nie powiem, żebym to zajęcie zaliczyć mogła do najprzyjemniejszych, bo żyrafka wydawała się bardzo głodna i łapczywa i strasznie nas obśliniła swoim długim jęzorem. Niemniej jednak, śmiechu było przy tym co nie miara.
Zmęczeni wróciliśmy późnym popołudniem do hotelu. Postanowiłam jeszcze wyjść w plener na jogging. Bardzo ale to bardzo odwykłam już od biegów na świeżym powietrzu. Głównie dlatego, że temperatury w Doha nie sprzyjają jakiejkolwiek formie aktywności fizycznej. Pozostaje zatem klimatyzowana siłownia i bieżnia, po której, stwierdzam, że biega się o wiele łatwiej, bo chodnik sam ucieka spod stóp, więc nie ma opcji, trzeba przebierać nóżkami. Pobiegłam do pobliskiego parku, gdzie sporo ludzi spędzało tam niedziele popołudnie. Miła odmiana, od krajobrazu pustynnego, gdzie skrawka zieleni na prawdę, można jak to mówią ze świecą szukać. I chociaż w Johannesburgu właśnie zima dobiega końca, to pogoda była piękna, wręcz idealna.. słoneczne 20 stopni - bajka.... Może kolejne wakacje albo offy w Cape Town? Takie nowe marzenie turystyczne...
świetny post, ale zazdroszczę głaskania małych lwiątek ;)
OdpowiedzUsuńAle piękne są te zdjęcia! :) :)
OdpowiedzUsuńświetne zdjęcia :) i btw super wyglądasz :))
OdpowiedzUsuń