piątek, 2 sierpnia 2013

Koniec świata... czyli Aga w krainie kangurów.

Perth - widok z King's Park

Australia, wydawała mi się zawsze zbyt daleka i nie osiągalna. Dlatego nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że wycieczka tam mogłaby być moim marzeniem. Nie lubię mieć marzeń, których nie da się spełnić. Dzięki mojej nowej pracy, mogę fruwać po świcie jak ptak, i stawiać stopy w najbardziej odległych zakątkach globu. Kolejny kontynent, kolejny kraj, kolejne miasto zostało przeze mnie podbite, zdobyte i w kolejnym miejscu zostawiłam swoje serce. Mogę śmiało powiedzieć, że to była miłość od pierwszego wejrzenia. To uczucie ekscytacji, ale też spokoju, bo czujesz że jesteś w miejscu, które mogło by bez wątpienia twoim domem. Nie czujesz się obco, nie boisz się, nie wyróżniasz z tłumu... Teraz moim domem jest gorąca Doha. Mówi się, tam twój dom, gdzie wieszasz kapelusz (home is where you hang your hat), albo gdzie Twój iphone automatycznie łączy się z wifi...ale czy jest to miejsce, w którym mogłabym spędzić resztę swojego życia? Może jak skończy się Ramadan, który powoli daje mi w kość, zmienię zdanie o "Dohell"... w każdym razie Perth to miasto, co do któregoo nie ma się najmniejszych wątpliwości, że dobrze by się tam żyło.



Jest tak czysto, że niemal chce się położyć na ulicy, albo uciąć sobie drzemkę na trawniku. Ludzie są życzliwi i uśmiechnięci - wszyscy widząc, że jesteś nie tutejszy, zagubiony starają się Ci pomóc. Taksówkarz, który odwoził nas z parku cavershamwildlife do hotelu, dowiedziawszy się, że jesteśmy stewardessami, które odwiedziły Perth tylko na 24h, wyłączył licznik w połowie kursu i z uśmiechem dodał, że teraz  zawiezie nas (na jego koszt) w miejsce, które musimy zobaczyć, bo być w Perth i nie móc podziwiać widoku miasta z King's Parku, to niemal takie samo zło, jak być w Paryżu i nie wejść na wieżę Eiffela.

Cavershamwildlife park -  Australia




z kangurkiem




pora karmienia

Kangurzyca i maleństwo


aleee oczy!


Proszę Państwa oto miś... miś, miał mnie nie powiem gdzie.









Na prawdę, wszystkie wspomnienia jakie mam z ostatniego pobytu w Perth to głównie wielkie "oh" i "ah"... Pomijając już fakt, że miałam okazję pogłaskać i nakarmić kangura, przytulić misia koala i podziwiać dzikość  i surowość australijskiej przyrody- co jest chyba obowiązkiem każdego turysty, który odwiedza ten koniec świata. To nawet zachwyciłam się pogodą. Lipiec w Australii to środek zimy - było chłodno, ale 17 stopni to temperatura, którą nawet ja (czyli zdecydowanie ciepłolubna osoba) jest w stanie znieść. Jedynym problemem jest odległość... Australia to na prawdę koniec świata. Nawet z Doha lot trwa prawie 12h. Bardzo się denerwowałam tym lotem, bo był to mój pierwszy tak długi sektor i nie byłam pewna czy dam sobie radę. Szczęśliwie, na tym odcinku, załoga ma obowiązkowy odpoczynek, więc bez problemu można przetrwać ten long haul. W samolocie b777 mamy taki specjalny pokoik dla załogi, gdzie znajdują się łóżka. Dopóki byłam tylko pasażerem, nie wiedziałam o tym miejscu. Przy odrobinie turbulencji, zasypia się tam w sekundę, jak dziecko w kołysce.

Kolejny miesiąc pracy i lotów zapowiada się bardzo interesująco, obiecuję NA PRAWDĘ, się poprawić i pisać trochę częściej... ;-) 

6 komentarzy:

  1. Czy misie koala są faktycznie takie miłe w dotyku, jak się wydaje? W ogóle słyszałam, że potrafią być całkiem niebezpieczne (pazury?). Super zdjęcia! Ja zawsze marzyłam o Australii, mam nadzieję, że kiedyś i mnie życie tam zaprowadzi ;) wszystko możliwe!

    OdpowiedzUsuń
  2. Misie mają na prawdę miłe i puszyste futerka... te w tym parku były bardzo leniwe i nie wyglądały na agresywne, ale też słyszałam że potrafia atakować... bardziej bałam się, że zaatakuje mnie kangur - te podobno lubią boksować, ale na szczęscie obyło się bez przygód ;-) Wszytsko przed Tobą Kasia - spełniaj marzenia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe zdjęcia :) Uwielbiam Twój blog, śledzę go z wielką ciekawością. Oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Nie lubię mieć marzeń, których nie da się spełnić." - ja mam wiele marzeń, ale nawet nie myślę o tym, że któregoś z nich nie mogłabym spełnić ;) Perth to jedno z nich :)

    Trzymam za słowo i proszę o częstsze pisanie :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. super przygoda:) zazdroszczę:)))
    długo czekałaś po rekrutacji,zeby pojechać na szkolenie?? i w jakim mieście byłaś na rekrutacji do Quatar?? będę wdzięczny za odp:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Na rekritacji bylam w Warszawie na poczatu sierpnia, odpowiedz dostalam po ok 2- 3 tyg.... ale finalnie na szkolenie pojechalam po prawie 3ech miesiach... dlugo trwaly wszystkie formalnosci. Pozdrawiam, zycze powodzenia!

    OdpowiedzUsuń