czwartek, 4 lipca 2013

One night in Bangkok...

Wiem wiem, strasznie zaniedbałam bloga, ale ten miesiąc był bardzo pracowity i bardzo dużo się działo. Stałam się stałą bywalczynią destynacji położonych w dalekiej Azji, a wszystko dlatego, że na początku miesiąca odbyłam szkolenie na duży samolot (Boeing 777). Już nawet zaczynam się podśmiewać, że jestem pół Azjatką, bo z apetytem wcinam ryż na śniadanie, obiad i kolację. Oczywiście miałam trochę przygód... niechcący, wraz ze starą torebką wyrzuciłam paszport, a torebka już była w transporcie na spalenie, gdy się zorientowałam. Kosztowało mnie to sporo nerwów, bo cóż... paszport niewątpliwie bardzo przydaje się w mojej pracy, szczęśliwie jednak i tym razem, udało mi się uniknąć kłopotów i paszport się znalazł, a ja mogłam odetchnąć z ulgą...:-)

Pierwszy czerwcowy pobyt był w Bangkoku, w którym spędziłam nie jedną, a nawet kilka nocy, ale z czego jedna szczególnie zapadnie mi w pamieć. Trafiła mi się świetna załoga, dlatego ruszyliśmy na miasto. Gdzie nie będę ukrywać, ostro zabalowaliśmy....ale była sobota, Bangkok to miasto, które nigdy nie zasypia i znane jest z najlepszych imprez, więc daliśmy się porwać alkoholowemu szaleństwu. 






robaczka?








Na drugim pobycie w Bangkoku, było już dużo spokojniej. Postanowiłam zatem zobaczyć miasto za dnia. Wybrałam się do Wielkiego Pałacu, który nie tylko z nazwy był wielki. Masa turystów, upał i duchota nie do opisania, ale nie żałuję wyboru, bo o zwiedzeniu Bangkoku marzyłam już od czasów gimnazjum. Pamiętam dokładnie, jak kiedyś dawno wróciłam ze szkoły, rozłożyłam kredki i blok rysunkowy i cały dzień rysowałam portret tajskiego złotego buddy na konkurs, w którym nagrodą był właśnie wyjazd do Tajlandii. Nie udało mi się co prawda wygrać, ale słabość do Tajlandii została.






















Poza Pałacami, postanowiłam zobaczyć pływający bazar, niemniej jednak strasznie się rozczarowałam, bo sprzedawca wycieczki łódką zapomniał dodać, że owszem bazar odbywa się w kanałach, ale głównie rano, wiec niestety udało mi się zobaczyć tylko kilka łódek zaaranżowanych na sklepy. Do tego się już przyzwyczaiłam, że niestety turysta to najlepszy kąsek żeby go oszukać i orżnąć z  kasy…ale jak tego typu sytuacji w przyszłości uniknąć nie wiem, chyba się nie nuczę.;-) Mimo wszystko wycieczka kanałami była fajna, widziałam krokodyla i Bangkok z tej innej (mniej kolorowej) strony. A na koniec dnia spadł wielki deszcz, który sparaliżował całe miasto na kilka godzin… a ja na 3h utknęłam w taksówce… dobrze, że miałam książkę i wino.






Obiecuję, że postaram się nadrobić czerwcowe zaległości w miarę szybko, bo jest lipiec, który już zapowiada się fantastycznie i myślę, że dużo ciekawych rzeczy może się wydarzyć...;-)

1 komentarz:

  1. genialny blog!!:) czytam Twoje przeżycia i marzę,ze może i mi się kiedyś tak uda:)nie przeczytalam jeszcze wszystkiego bo dopiero wczoraj Cię odkryłam:) i mam pytanie jak dokładnie sie dostałas do tych linii lotniczych??:) ile masz lat, jak Ci sie w ogóle pracuje tam??:) nie wiem czy dobrze wnioskuje ale spotykasz się ze swoim Chłopakiem w róznych miejscach Świata??:)
    będę wdzięczna jeśli miałabys czas i ochotę i napisała mi tak od początku do konca jak wyglądała rekrutacja, jak sama praca, jak z Rodziną utrzymujesz kontak??:)zapewne jestem już setna osobą,która Cie o to prosi ale może jednak miałabys ochotę:)
    mój mail gagaton_tom@op.pl

    OdpowiedzUsuń