piątek, 5 lipca 2013

Małe państwo, wielkie miasto..czyli Singapore

Singapore to chyba najbardziej rozwinięte miasto w dalekiej Azji. Różnice od razu są zauważalne, choćby po ilości ekspatów, turystów i czystości ulic, co zwykle w Azji się nie zdarza. Kto był np. w Tajlandii ten wie, jak wygląda prawdziwy azjatycki syfik. Nikogo zatem nie dziwi, że ta azjatycka metropolia przyciąga nie tylko turystów, ale również inwestorów ze wszystkich zakątków świata. Jest nie tylko czysto, ale też bogato (i drogo), a za posiadanie gumy do żucia (nie mówię już o jej żuciu -bo to jest całkowicie zakazane) grozi wysoka grzywna, a w ekstremalnych przypadkach można trafić do więzienia. Może głupie, bo kara nie jest adekwatna do czynu, ale przynajmniej spacerując ulicami, nie przykleimy się do chodnika,  nie wdepniemy w niespodziankę, ani drogi nie przebiegnie nam szczur wielkości mojego kota.




W Singaporze, mamy 4 dniowy pobyt, podczas którego robimy tak zwany " shuttle transfer " na Bali. Świetny długi pobyt, podczas którego można i pozwiedzać i odpocząć. Co prawda kiedy dojechaliśmy do hotelu, oczywiście po nocnym locie, no bo jak by inaczej, byłam tak zmęczona że zasnęłam w 5 min. Obudziłam się po 2h i postanowiłam odezwać się do Winty (z którą zakolegowałam się podczas lotu - chyba zbliżyło nas do siebie to, że obie miałyśmy assesment podczas tego sektora). Winta, też spała, ale udało mi się ja namówić na spacer. Przy recepcji spotkałyśmy Marcusa, który także miał ochotę się przejść do miasta, więc w trójkę ruszyliśmy najpierw coś zjeść w Clarke Quey, potem mieliśmy się poszwendać po centrum i popodziwiać pięknie oświetlone wieżowce, których w Sin jest pełno, a najbardziej rozsławionym jest Marina Bay (trzy wierze ze statkiem na dachu).










Doszliśmy do Marina Bay i stwierdziliśmy, ze głupio było by nie wejść na taras widokowy. Niestety wiedzieliśmy też, że aby się tam dostać, trzeba być albo a)gościem hotelowym b)posiadać kartę członkowską c)liczyć na szczęście... Nam szczęście dopisało, i podążając za jednym z gości  (udając że jesteśmy z nim), przeszliśmy przez trzy bramki, wjechaliśmy dwoma windami... ale finalnie cel został osiągnięty - znaleźliśmy się na 57 piętrze Marina Bay, gdzie mieszczą się baseny, pool bar i taras widokowy z najpiękniejszym widokiem miasta jaki do tej pory widziałam. Całkowicie przypadkowo ze planów na spokojny wieczór znaleźliśmy się na imprezie na 57 piętrze. Gdyby nie fakt, że byliśmy padnięci, a następnego dnia mieliśmy zaplanowany lot do Danpasar...to pewnie zostalibyśmy do wschodu słońca, ale niestety  (a może na szczęście) rozsądek wziął górę i wróciliśmy grzecznie do hotelu.









W dzień wolny w Sin, poszłyśmy z Wintą do wielkiego Malla z elektroniką, bo moja koleżanka bardzo chciała kupić sobie nowego Iphona i aparat - podobno ceny są dobre... szczerze może powinnam się wreszcie skusić na zakup nowego telefonu, bo mój to już trochę oldshool..i nie mam FB i Whatsup...ale jakoś odkąd jestem w Doha -  telefon przestał być tak bardzo przydatny. Po zakupach robiłyśmy to na co ja miałam ochotę czyli ZWIEDZANIE... Pojechałyśmy zobaczyć jeszcze raz za dnia Marina Bay ( w dzień wygląda równie ładnie), a potem kolejką (Cable Car) przejechałyśmy się na wyspę Santosa, gdzie mieści si,e Tiger Tower, park Universal Studio, plaża i generalnie jest bardzo ładnie....ale blondzia zapomniała naładować aparat i niestety nie mam stamtąd zdjęć:-( Jest więc pretekst, żeby jeszcze raz zgłosić request na Sin.















4 komentarze:

  1. na każdym zdjęciu kolanko ugięte hyhy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć :) słuchaj mam do Ciebie pytanie :) jeżeli nie chcesz odpowiadać bo jest to związane z Twoim obecnym pracodawcą to całkowicie rozumiem jeżeli zignorujesz to pytanie ale nie za bardzo widzę możliwość wysłania prywatnej wiadomości więc pisze tutaj :):) chodzi mi o to że buszując po necie spotkałam się z wieloma niepochlebnymi komentarzami na temat QA i pracy dla nich, że pracownicy spotykają się z brakiem szacunku itp(przeszukiwania szafek, szpiegostwo i takie historie), z drugiej strony jest wiele osób które twierdzą że są pewne reguły, zasady do których po prostu trzeba przywyknąć, przyzwyczaić się i zrozumieć że pracuje się na Bliskim Wschodzie i niesie to za sobą pewne restrykcje ale praca jest wspaniała, ludzie są świetni i da się do tego całkowicie przystosować :) W związku z tym że czytam Twojego bloga wydajesz się być bardzo mądrą i obiektywną osobą pozwoliłam sobie zadać Ci to pytanie, mam nadzieję że dostanę odpowiedź, bo sama bardzo poważnie biorę pod uwagę bycie w przyszłości stewardessą i fajnie byłoby wiedzieć jak to wygląda w oczach wiarygodnej osoby, pozdrawiam serdecznie!! :) Swietny blog, z zamiłowaniem czekam na kolejne posty! :)

    OdpowiedzUsuń