poniedziałek, 20 maja 2013

Ciao Bella!

W maju udało mi się dostać lot do Mediolanu. Włoską stolicę mody zmuszona byłam zwiedzać z marokańską koleżanką z załogi, która jak zobaczyła mnie w brifing-roomie, niemal podskoczyła z radości na mój widok, bo już raz leciałyśmy razem do Brukseli (czyli całkiem nie dawno). Wtedy udało mi się wymiksować ze wspólnych podbojów miasta, bo w planach był wieczór ze znajomą. Tym razem nie miałam już tak dobrej wymówki, więc chcąc nie chcąc miałam kompana. Nie jestem przecież jakimś samotnikiem żeby zawsze chodzić sama, ale po prostu nie mam cierpliwości, żeby ciągnąć za sobą ogon, który tylko powtarza jak zacięta płyta „i am hungry” , „i am tired”, „i am sleepy”…Były momenty w których musiałam wzbić się na wyżyny pokładów mojego wewnętrznego spokoju. Dałam jednak radę i koniec końców muszę się przyznać, że było nawet fajnie.

Mediolan zrobił na mnie ogromne wrażenie, nie tylko dlatego, że pogoda nam dopisała, ale także zaskoczył mnie oszałamiającą ilością pięknych budynków, parków, ładnych ludzi i drogich samochodów. Taka bella fasada trochę… bo podobno, włosi (zwłaszcza Ci z Mediolanu), uwielbiają pokazywać jacy to nie są piękni i bogaci – chociaż wielokrotnie nie zawsze jest to prawda. Chodzi o to aby wyglądało, że jest na bogato, co w środku, albo w zaciszu domu przeważnie bardzo rozczarowuje. Ale nawet jeśli to prawda, to trudno, mi wystarczy, że to co ja widziałam naprawdę cieszyło oczy.

Zaczęłyśmy zwiedzanie od zamku Sforzów, wokół którego rozpościerał się piękny park, po którym trochę pospacerowałyśmy. Zżerała mnie zazdrość na widok biegaczy, którzy wstali w ten piękny niedzielny poranek żeby uprawiać jogging. Już nie pamiętam, kiedy miałam przyjemność pobiegać w innym miejscu niż bieżnia na mojej mini siłowni. W ogóle bieżnia to straszna nuda, ale Doha nie daje mi wiele alternatywnych możliwości…a nawet jeśli to za bieganie w +40 stopniach podziękuję. Obiecałam sobie, że podczas zbliżającego się urlopu w Warszawie uskutecznię jakąś wycieczkę rowerową do Powsina, rolki na Polach Mokotowskich i bieganie po Kabatach.

Z zamku i parku udało nam się dojść do budowli w kształcie łuku, w której pobliżu spełniłam pierwszą zachciankę mojej towarzyszki i udałyśmy się na włoskie cappuccino i ciasteczko (ciasteczko powinnam sobie odpuścić ale chyba jestem jednak człowiekiem o małej silnej woli). Ciekawe jest, że w niedzielny poranek, większość kawiarni pękała w szwach i trzeba było wystać swoje w długiej kolejce. Ale było warto…dawno nie piłam tak dobrej kawy – a przecież to jedna z „wizytówek” tego kraju, dlatego nie ma się w sumie co dziwić.

Oczywiście w programie wycieczki musiały się też znaleźć takie punkty jak Katedra Narodzin Świętej Marii Nazareńskiej na placu Duomu, dzielnica Brrera, Galeria Wiktora Emanuella, Teatr Scala, pomnik Leonarda da Vinci…w zasadzie, za każdym rogiem w Mediolanie można znaleźć coś co z pewnością jest ważnym zabytkiem, bo wszystkie domy są pięknIe zdobione, place (których jest pełno) zwykle mają na środku jakiś pomnik. Na brak atrakcyjnych miejsc do zwiedzania nie można narzekać. Zakochałam się w tym mieście i baaaaardzo chciałabym je odwiedzić jeszcze raz. jak nie lubić miejsca, gdzie zaczepiają Cię przystojni włosi wołając „Ciao Bella!” ;)?

zamek Sforzow




































2 komentarze:

  1. Nie wiem, co jest takiego w Italii, że urzeka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba to kwestia jedzenia, pogody, ludzi....:-) w każdym razie urzeka:)

    OdpowiedzUsuń